Nazywał się Stephen Glass. Był młodym i ambitnym dziennikarzem gazety
"The New Republic". Jego reportaże biły rekordy popularności. Przynosił do redakcji świeże, ciekawe historie z twistem, których zazdrościli mu koledzy.
Pewnego razu Glass napisał o nastoletnim hakerze, zatrudnionym przez dużą software'ową firmę, którą haker wcześniej infiltrował. Historia była tak nośna, że zainteresował się nią reporter "Forbesa",
Adam Penenberg.
Chciał napisać follow-up, ale wydarzyło się coś, co totalnie go zaskoczyło.
Penenberg nie był w stanie potwierdzić żadnej informacji z reportażu o młodym hakerze. Telefon software'owej firmy odebrał wprawdzie ktoś, kto podał się za jej prezesa, ale odpowiadał na pytania dziennikarza w bardzo dziwny sposób. Poza tym, jaka korporacja ma tylko jedną linię telefoniczną?
Penenberg poprosił Glassa, by ten zabrał go do opisanych w reportażu miejsc. Restauracja, w której Glass miał spotkać się z hakerem, okazała się zamknięta. Coraz więcej wskazywało na to, że historia jest szyta grubymi nićmi. A raczej pospiesznie sfastrygowana wyłącznie w głowie młodego dziennikarza.
Glass zaczął zrzucać winę na swoje źródło. Przekonywał, że haker go oszukał, ale na ratunek już było za późno.
Historia została zmyślona. Nigdy nie było ani hakera, ani software'owej firmy, ani prezesa ("zagrał" go brat Stephena Glassa).
Ale to wcale nie był koniec.
Naczelny "The New Republic" uważniej przyjrzał się poprzednim reportażom Glassa. I odkrył, że też były zmyślone.
Dokładniej - 27 z 41 historii okazało się częściowym albo całkowitym fake newsem.