Content marketing: czego się nauczyłam przez ostatnie dwa lata
Mijają dwa lata odkąd odeszłam z mediów i zajęłam się content marketingiem. Oto pięć rzeczy, których nauczyłam się dzięki tej zmianie.
Long story short: przez ponad 13 lat pracowałam w mediach – byłam redaktorką, media workerką, wydawczynią i dziennikarką. Łączyłam te role, robiłam wszystko, co było do zrobienia, z niejednego pieca chleb jadłam. Pisałam krótkie newsy i duże reportaże. Spisałam godziny rozmów typu "Kropka nad i" i sama przeprowadzałam wywiady. Wydawałam stronę główną i redagowałam teksty. Przez moje ręce i oczy przeszły tysiące tekstów i materiałów wideo.

A potem postanowiłam to zmienić, wyjść z branży i zająć się content marketingiem.

O powodach mojego odejścia z mediów opowiadałam tutaj i tutaj, więc jeśli kogoś ciekawi, dlaczego taka wolta – zapraszam. W tym tekście skupię się na tym, gdzie jestem po dwóch latach od zmiany, jak się z tym mam i czego się nauczyłam.

Ostrzegam – tym razem będzie sporo gadania – DUŻO tekstu i MAŁO zdjęć.
1
Zmiana jest zawsze na lepsze,
nawet jeśli nie zawsze tak wygląda
Czy bałam się zmieniać branżę i przejść z dobrze znanego mi świata mediów do kompletnie mi nieznanego świata marketingu w startupie?

No pewnie.

Czy dzisiaj, dwa lata po przebranżowieniu, uważam, że to była zmiana na lepsze?

Ze stuprocentową pewnością: tak.

Ale oczywiście nie stało się tak od razu. Moja pierwsza praca po wyjściu z mediów wcale nie była - jak się okazało - tą wymarzoną. Nie trafiłam do końca ani z branżą, ani z ludźmi, ani z pieniędzmi. Szok finansowy był mocny – w nowej pracy zarabiałam około 60% tego, co w poprzedniej. Z pozycji seniora spadłam na pozycję juniora.

Oczywiście wszystko to wiedziałam, zanim zdecydowałam się na zmianę i świadomie podjęłam taką decyzję. Wiedziałam, że robię dwa kroki w tył, żeby zrobić krok w przód.

Ale i tak zabolało.

Jednak słaba kasa zmobilizowała mnie do szukania dodatkowych zleceń. One sprawiły natomiast, że mogłam więcej pisać, uczyć się, rozwijać i poznawać ludzi, z którymi mogłam dalej pracować. I przy kolejnej współpracy – po zmianie firmy – wróciłam do poprzedniego pułapu zarobków. A potem go przekroczyłam.

Ale nie o hajs tu tylko chodzi, bo przez dwa lata moje wynagrodzenie huśtało się na mocno rozbujanej huśtawce (i pewnie jeszcze się pohuśta).

Chodzi o to, że mogę robić to, co lubię najbardziej i umiem najlepiej. Każdego dnia mogę korzystać ze swoich najmocniejszych stron i największych talentów. A do tego mogę pracować w elastycznych godzinach z dowolnego miejsca na świecie. Nigdy dotąd nie byłam tak zadowolona ze swojego życia zawodowego.

Ale nie od razu było super. Wspinałam się na górkę tylko po to, by za chwilę wpaść do dołka. Dwa startupy, z którymi współpracowałam (i były to świetne współprace przy świetnych produktach), nie przetrwały na rynku – skończyły się pieniądze, a wraz z nimi umowa ze mną. Normalna sytuacja – okazało się, że na produkt nie ma chętnych, trzeba było zwijać biznes i szukać nowej pracy.

Ta nowa – choć przy potrzebnym i ciekawym projekcie z fantastycznymi ludźmi – pokazała mi, czego nie chcę robić (być człowiekiem orkiestrą od marketingu), a co chcę (kontent).

I chcę powiedzieć ci, że żadna z tych sytuacji ani przez moment nie wywołała u mnie myśli "po co ci to było, trzeba było zostać w mediach". Każdą z nich traktowałam jako przystanek na drodze do czegoś lepszego.

I to jest moje przesłanie. Zmiana jest zawsze na lepsze. Nawet jeśli nie bezpośrednio – to każda zmiana jest krokiem ku czemuś lepszemu.

Ja nigdy nie bałam się zmian, ale teraz wiem, że jeśli - jak w teleturnieju "Idź na całość" – jest opcja, by zmienić bramkę nr 1 na bramkę nr 2 – to zawsze warto.
2
Content marketing
to w 80% content, a w 20% marketing
Mam taką refleksję, że dużo łatwiej nauczyć się podstaw marketingu niż pracy z treściami.

Jeśli jesteś urodzonym opowiadaczem/opowiadaczką historii, potrafisz tworzyć, umiesz pisać i chcesz się tym dzielić – to sobie w kontencie poradzisz.

Według mnie warsztat dziennikarski, redaktorski i wydawniczy to doskonała podstawa do pracy w content marketingu. Bo u źródła zawsze jest mocna treść – a marketing, promocja i dystrybucja to tylko (i aż) jej opakowanie.

Nie chcę tu powiedzieć, że marketing treści jest bułką z masłem. Ja też musiałam nadrobić podstawy, zrobić kilka kursów i zrozumieć, o co w ogóle w tym chodzi.

Ale dzisiaj 80% moich umiejętności wykorzystywanych w codziennej pracy pochodzi z czasów pracy w redakcji. I są to umiejętności takie jak:

  • przeprowadzanie rozmów z ludźmi
  • redagowanie tekstu
  • robienie researchu
  • synteza informacji
  • wyciąganie najcenniejszego newsa z potoku ogólników
  • sprawne i szybkie pisanie
  • przekładanie żargonu na język zrozumiały dla wszystkich
  • kreatywne podejście do tytułów, zajawek itp.
  • w miarę swobodne poruszanie się w social mediach
  • social listening
  • tworzenie czegoś raz po to, by wykorzystać wielokrotnie
  • montowanie filmów i myślenie obrazem

Cała reszta – czyli "nadbudówka" marketingowa w postaci person, pisania perswazyjnego, odpowiednich metryk, budowania kampanii – jest do ogarnięcia. Trochę tu upraszczam, ale uważam, że sprawny dziennikarz, wydawca lub redaktor z odrobiną zacięcia "sprzedażowego" i ogólnym ogarnięciem w świecie social mediów dobrze sprawdzi się w content marketingu.

Uważam też, że zacięcie sprzedażowe jest konieczne, by zrozumieć, czym tak naprawdę jest content marketing, i że oba słowa są w tej frazie równie ważne.

Ważne jest też, by rozumieć dzisiaj marketing idzie w mocne specjalizacje, a content marketing jest tylko jedną z nich. I że realia rynkowe są takie, że contentowiec najczęściej zajmuje się jeszcze czymś i ogarnia nie tylko tworzenie i dystrybucję treści, ale też np. copywriting, PR, social media albo płatne kampanie.

Ale na tym blogu zajmujemy się kontentem i content marketingiem, więc będę obstawać przy swoim: najważniejsza jest umiejętność pracy z treścią, na którą zwykle pracuje się lata. Resztę da się opanować dość szybko.
3
Wszystko, wszędzie, na raz
W content marketingu szlaki dawno zostały przetarte – jest wielu ekspertów i ludzi, którzy naprawdę wiedzą, o czym mówią. Jest też wiele firm, które pokazały, co i jak można zrobić. Jest po prostu mnóstwo materiałów i wiedzy na wyciagnięcie ręki - często darmowej albo za bardzo niewielkie pieniądze.

Moja rada jest taka, by nasiąkać tą wiedzą. Czytać, słuchać, oglądać, zapisywać się na webinary i patrzeć, jak to robią inni.

I robić jak najwięcej samemu.

Kiedy podjęłam decyzję o zmianie branży i zgodziłam się przyjąć pracę na poziomie juniorskim w startupie, powiedziałam sobie: "Okej. To teraz przez rok biorę wszystko, uczę się wszystkiego, biorę udział we wszystkim". Na każde pytanie "czy chcesz...?" lub "czy mogłabyś....?" odpowiadałam "tak". Brałam (prawie) każde dodatkowe zlecenie – nawet jeśli stawki nie były oszałamiające.

Nie wiem, czy to jest dobra strategia. Ja uznałam, że chcę się nauczyć jak najwięcej, zdobyć jak najwięcej doświadczenia. Pracować z różnymi ludźmi, firmami, klientami. Patrzeć, jakie mają podejście. Wykorzystywać ich wiedzę i know-how, podpatrywać, zbierać dobre praktyki (niedobre zresztą też). Po prostu maksymalnie wykorzystać każdą szansę i wyrobić sobie własną opinię, co warto, a czego nie.

Mogłam sobie na to pozwolić – życiowo i zawodowo. Miałam poduszkę finansową, wsparcie bliskich i żadnych wielkich planów w prywatnym życiu. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy mógłby zrobić to samo.

Ale opowiadam tu o sobie.

Nie jest tak, że wiem już wszystko i zgłębiłam tajemnice kontentu. Jak to zwykle bywa – im dalej w las, tym więcej drzew. Każdy temat, w który się wgłębiam, komplikuje się wraz z tą głębokością. Do tego świat treści – tego, jak je konsumujemy, jak na nie reagujemy, jakich mediów do tego używamy – zmienia się z miesiąca na miesiąc. To, co obserwujemy dzisiaj – zmęczenie treściami, unikanie newsów, AI, rozkwit TikToka – dopiero raczkowało, kiedy zaczynałam pracę w kontencie. Jest to dla mnie fascynujące i bardzo jestem ciekawa, co przyniesie przyszłość – jak będziemy przyswajać treści i co jeszcze zaproponuje sztuczna inteligencja.

Ale do brzegu. Dziś podejście "wszystko, wszędzie, na raz" zamieniłam na "wybieram rodzynki z sernika". Staram się poświęcać czas na to, co warto i używam sitka o małych okach – ale ten rok przeznaczony na chłonięcie wszystkiego jak gąbka bardzo mi zaprocentował.
4
"Zawsze działa" nie istnieje
Nie ma czegoś takiego jak prawdy objawione w content marketingu.

Pewne podstawy są. Zasady też. Rzeczy, które się raczej sprawdzają - też. Ale nie ma mechanizmów, które będą działać zawsze i w każdym przypadku.

Tu po prostu nie ma drogi na skróty.

Są sztuczki, które pomagają, które usprawniają pracę, które ludzie "łykną". Ale świat digital marketingu i cyfrowych treści zmienia się tak szybko, że to, co działało rok temu, dzisiaj będzie już nieaktualne. Ludzie przesiadają się z platformy na platformę, odchodzą z social mediów, przestają oglądać telewizję, konsumują treści już tylko na smartfonie...

Nie wierzę już w zapewnienia, że dana strategia "na pewno zadziała". Zwłaszcza jeśli mówimy o wejściu na nowy rynek, z nowym produktem i do grupy odbiorców, o której nie wiemy zbyt wiele.

Co więc pozostaje?

Według mnie dwie rzeczy. O jednej już powiedziałam – nie ma drogi na skróty. Nie ma drogi przez generyczne posty ChatGPT. Jest droga przez mękę :) – trzeba publikować regularnie i być konsekwentnym. Trzeba dać użytkownikowi tę mityczną wartość - coś, co go zaciekawi, rozbawi, skłoni do refleksji. Coś, co niekoniecznie będzie sprzedażą. Cieszy mnie, że wiele firm w taki właśnie sposób podchodzi do kontentu.

Druga rzecz to eksperymentowanie. Jeśli coś miało zadziałać, a nie działa, to trzeba zostawić to w cholerę i spróbować czegoś całkiem innego. Trzeba sprawdzać, testować, próbować. Owszem – wiąże się z tym i czas, i koszty. Ale trzymanie się kurczowo tego, co ktoś powiedział, "bo tak", uważam za bezsensowne.

Obie składowe – jakość i otwarty umysł – nie przychodzą od razu. Wymagają czasu, budowane bywają latami.

Kontent uczy cierpliwości.

Aha – moim zdaniem nieprawdą jest, że dobra treść zawsze się obroni. Trzeba jeszcze umieć ją sprzedać.
5
Ucz się od innych i słuchaj lepszych od siebie.
Ale na końcu ufaj sobie

Ten punkt to oczywiście nawiązanie do poprzedniego i mały prztyczek w nos dla wszystkich guru, którzy "wiedzą lepiej". Także tych, od których sama chłonęłam wiedzę. Albo tych, którym się tylko wydaje, że coś wiedzą.

Jestem zdania, że warto czerpać wiedzę od mądrzejszych i bardziej doświadczonych od siebie. Ale to nie znaczy, że trzeba robić wszystko ich metodą. Dla mnie ważne, by było chociaż trochę "po mojemu" – bo akurat wiem coś o tym, czym jest dobra treść.

Mój pierwszy tekst na zlecenie nie spodobał się klientowi. Został oceniony jako mierny. Mi też się nie spodobał – a napisałam go wedle konkretnych wskazówek (zamiast zakwestionować wskazówki i zrobić tak uważałam).

Morał z tego taki, że warto słuchać innych, ale do pewnego stopnia. Dobrze mieć swoją własną mądrość i ufać sobie.
Miłego tworzenia!

Podobało Ci się? Podziel się i obserwuj mnie na LinkedInie.
Ten serwis korzysta z plików cookies. Więcej informacji w polityce prywatności.
Zaakceptuj
Made on
Tilda