Coś ci opowiem. Przez większość życia sądziłam, że nie wyjadę z Polski, bo moja praca – dziennikarstwo – zbyt mocno związana jest z językiem. "Przecież nigdy nie nauczę się mówić po angielsku jak native speaker", myślałam. "Gdybym wyjechała, musiałabym znaleźć inną pracę i dużo się szkolić, a i tak pewnie nie udałoby mi się dostać pracy w BBC...".
Takie myślenie to najlepszy przykład jak można samej sobie podciąć skrzydła – a może dowód na to, że tak naprawdę wyjazd z Polski i praca w BBC nigdy nie była moim marzeniem. Tak czy siak – wykonałam w zawodowym życiu niezłą woltę i z mediów przeszłam do marketingu. Więcej opowiadam o tym
tutaj, ale clou jest takie, że da się zmienić zarówno branżęm jak i
język, w którym się pisze.Od samego początku mojej pracy w content marketingu piszę po angielsku. Startowałam z przyzwoitego poziomu – wiele lat (i pieniędzy) włożyłam w naukę angielskiego, ale pisanie artykułów w obcym języku to nie to samo, co mówienie albo napisanie listu motywacyjnego.
Dlaczego tak jest? W skrócie można powiedzieć, że w szkole nie uczyli. W szkole czy na kursach językowych uczy się pisania oficjalnych pism albo rozprawek, a rozlicza z użycia odpowiednich słówek typu "furthermore" czy "nevertheless". Zwraca się uwagę na poprawność gramatyczną, a nie na to, czy tekst jest ciekawy.
No nijak się to ma do content marketingu.
Jak więc sobie poradzić? Wiele firm tworzących w Polsce blogi chciałoby mieć na pokładzie native speakera albo przynajmniej kogoś, kto studiował np. w Wielkiej Brytanii. Ale content marketingowiec, który jest native speakerem to znacznie wyższy koszt, bo znajomość języka nie oznacza jeszcze, że ktoś będzie potrafił napisać dobry tekst. To problem znany i zdarzający się np. przy tłumaczeniach – jeśli tłumacz nie ma marketingowej smykałki, może położyć nawet bardzo dobrze napisany tekst.